Wyciągnięta na dwanaście metrów ośmiokątna Wieża Wiatrów góruje nad Rzymską Agorą. Na tle połamanych kolumn wygląda zbyt dobrze. Otwarte drzwi zapraszają światło do marmurowego wnętrza, ale i bronią przed wścibskimi spojrzeniami turystów.
Do położonej w Atenach Wieży Wiatrów prowadzą trzy wysokie do łydki stopnie. Gdy tylko je pokonasz po plecach przejdą Ci ciarki. Temperatura w środku wieży jest o parę stopni niższa, niż na zewnątrz. Poza tym, to właśnie tu mieściła się najstarsza stacja meteorologiczna na świecie! I jeszcze punkt kontroli czasu sprzed ponad 2000 lat!
Projekt astronoma i architekta Andronikosa z Kyrros, który zaprojektował Wieżę Wiatrów był dziełem „3 w 1”: wskaźnikiem wiatru, zegarem słonecznym oraz wodną klepsydą. Po wszystkich zostało wspomnienie.
Ośmiometrowy wykonany z brązu posążek Trytona zwieńczał dach. Półczłowiek-półryba obracał się w zależności od tego, skąd zawiało.
Płaskorzeźby, które się uchowały na ścianach wieży przedstawiają osiem różnych wiatrów. Każdy z uskrzydlonych mężczyzn nadciąga z innej strony świata, każdy przynosi coś innego: od ciepłego powiewu po przeszywający chłód, od urodzaju po zniszczenie. Zegary słoneczne znajdowały się na ścianach tuż pod nimi.
W czasie niepogody oraz w nocy do pomiaru czasu służyła klepsydra, zamontowana wewnątrz wieży. Urządzenie napędzane było źródłem, bijącym z położonego niespełna 200 metrów dalej Akropolu. Po zaawansowanym mechanizmie pozostał zbiornik i kilka rowków w podłodze.
Wieża zmieniała się na przestrzeni wieków. Używana przez kupców do odczytywania czasu, z czasem została kościołem, a następnie teke czyli muzułmańskim klasztorem.
Współcześni pamiętają ją zasłoniętą – szczelnie jak ferrari, które właściciel musiał na chwilę zostawić w nieciekawej dzielnicy. Dlatego, gdy po latach renowacji Wieża Wiatrów została w końcu została odsłonięta, nie mogła odpędzić się od towarzystwa.
Ekscytacja z czasem opadła. Zapomnieliśmy o Wieży Wiatrów. Wtopiła się o otoczenie. A jeżeli ktoś z lokalnych ją wspomnina to zamiast „Wieży Wiatrów” używa zdrobniałego „Aerides” (wiatry).
Może to dlatego, że z wieżą jest jak z wiatrami – wolimy czuć ich obecność, patrzeć jak stawiają nam włosy na rękach, zamiast o nich mówić? Szczególnie podczas 40-stopniowych upałów…