Klucz do szczęścia, czyli dlaczego przynajmniej raz w życiu powinieneś wziąć na spacer drzewo oliwne?

Podobno najbardziej praktycznym prezentem podarowanym ludzkości było drzewo oliwne. Zainspirowana podarunkiem bogini mądrości i urodzinami mojej mamy, na prezent wybrałam sadzonkę tego drzewka. Gdy z oliwką pod ręką przemierzałam kolejne przecznice w poszukiwaniu urodzinowej kartki, nie wiedziałam, że w przeciągu parunastu godzin sprawię prezent także sobie…

DSC_0727

Z kupioną oliwką przeszłyśmy wiele. I to dosłownie. Bo zamiast kupionej kartki stworzyłam urodzinowe kartki sama – z prezentem-oliwką obfotografowaną w ukochanych miejscach mojej mamy.

Z oliwką pod pachą przemierzyłam Plakę, odpoczywałam na schodach Anafiotiki, wypiłam kawę w Pireusie, zjadłam koulouri na Psirri… Przeszmuglowałam ją nawet w plecaku podczas odprawy na lotnisku!

Niecodzienny spacer z oliwką był kluczem do szczęścia. Co sprawiło, że małe drzewko przyniosło tyle radości? Oto czego nauczyłam się podczas tego spaceru.

1. Określ swoje priorytety i… działaj! DSC_0729

Od momentu, wymyślenia koncepcji ”urodzinowej kartki” a odlotem do Polski miałam dokładnie 52 godzin na zrealizowanie planu.  Oprócz tego stertę prania, 20 godzin w pracy, przedwyjazdowe zakupy, pakowanie… Wiedziałam, że bez spaceru z oliwką się nie obejdzie!

Bo jeżeli masz plan, to nie masz chwili do stracenia! Choć kopiec brudnych ubrań może taranować podejście do pralki a lodówka świecić pustkami, to w tej chwili musisz zadecydować, co jest naprawdę ważne!

2. Mniej znaczy więcej

Dużo rzeczy to dużo problemów. I dużo do dźwigania. Niezależnie od tego, jak małe jest drzewko oliwne, które ze sobą nosisz. Gdy już znasz swój cel, zrezygnuj z rzeczy, które Cię od niego oddalają.

Gdy w rękach trzymasz to, co najważniejsze, nie masz miejsca na inne rzeczy. Nie mówiąc już o tym, że inne rzeczy przestają mieć znaczenie. Dotyczy to zarówno tego, co zazwyczaj upychasz w kieszenie, jak i tego, co wkładasz do głowy.

3. Wychodź do ludzi – patrz w oczy, rozmawiaj, wywołuj uśmiechy

Świat czeka na pretekst, by bliżej Cię poznać. Spacer z oliwką zadziałał dokładnie tak samo, jak spacer ze szczeniaczkiem z czerwoną kokardką przewiązaną na szyi. Ludzie najpierw spoglądali ukradkiem, zaś przyłapani na gapieniu się – szeroko uśmiechali i zagadywali. Niektóre ze spotkań, kończyły się półgodzinnymi rozmowami.

4. Nie czekaj na innych ze spełnianiem swoich pomysłów. Inni się znajdą, gdy zaczniesz je spełniaćMelina

– Nie sądzisz, że to dziwne? – noszenie i fotografowanie oliwki w najważniejszych punktach Aten nie było dla Seminy kusząca opcją spędzenia czasu. Nie odpowiedziała mi wprawdzie czy chce dołączyć, ale po jej tonie zrozumiałam, że na spacer wybiorę się sama.Trzy godziny później, z ciągle niewystarczającą ilością zdjęć, popijałam kawę i zbierałam siły przed kolejnym etapem wędrówki.

Do mojego stolika ni stąd, ni zowąd, przysiadł się znajomy, który akurat robił zakupy w centrum. Z zaciekawieniem spojrzał na doniczkę tulącą się do szklanki freddo espresso, a potem przeniósł wzrok na mnie. Od niechcenia przedstawiłam swój kartkowy pomysł.

– Świetne! – dopił resztkę kawy i zerwał się na równe nogi. – To, gdzie idziemy dalej?

5. Słuchaj innych, a potem… rób po swojemu!

– W zimę chowaj ją do mieszkania!
– Podlewaj codziennie!
– Może być na balkonie, ale okrywaj ją folią!
– Zasadź w ogródku!
– Dawaj wody co cztery dni!
– Postaw w salonie na komodzie!

Półuśmiechem i skinieniem głowy kwitowałam wszystkie uwagi dotyczące pielęgnacji oliwki, które otrzymałam po drodze. Część rad była użyteczna, część mniej.

Wysłuchaj i wybierz to, co jest dla Ciebie najbardziej wartościowe. Albo po prostu… rób po swojemu! Bo ostatecznie, kto jak nie ty wie, co jest dla ciebie najlepsze?

6. Głowa do góry! Zawsze!

Po sesji zdjęciowej z oliwką, nigdy nie wyszłam z podziwu, jak drzewko współgrało z każdą przestrzenią. Stawało się jej uzupełnieniem albo błyszczało na jej tle. Nawet wtedy, gdy wiatr zdmuchnął oliwkę z murku albo sama stoczyła się ze schodów. Na zdjęciach trudno wyłapać jej perypetię i parę złamanych gałązek.

Zresztą po co to robić? Świat pełen jest smutnych historii, ale… co, gdyby zamiast się z nimi „obnosić” pokazać swoją jaśniejszą stronę?

Zresztą, pomimo wielu wypadków, nawet oliwka w całości dotarła do Polski. Ma się dobrze, co roku rośnie o parę centymetrów i wypuszcza więcej niż poprzedniego roku owoców.

Szczęście to wybór. A wszystkich wyborów dokonujemy sami. Nie kompilujmy tego i nie zwalajmy na los. Idźmy i bądźmy szczęśliwi.

A Ty? Wziąłeś już na spacer swoje drzewo oliwne?

5 rzeczy, których nauczą Cię turyści

Ateny

– Czuję się jak typowa turystka – Katerina nie przerywała serii zdjęć. Zoom w aparacie nie wystarczał. Wyciągnęła ręce w górę tak, by uchwycić każdy detal wymalowany na sklepieniu Ateńskiej Akademii.

Nogi wrosły mi w ziemię.

Ona, prawdziwa Greczynka z krwi i kości, urodzona w Atenach i mieszkająca w nich przez całe życie… Ona, znająca nazwę ulicy za naszymi plecami oraz trzech kolejnych, biegnących równolegle i prostopadle do niej… Ona, wskazująca najlepsze rodzinne tawerny, zaszyte w bocznych uliczkach kawiarnie i najciekawsze miejsca do odwiedzenia na weekend. Ona…czuła się jak typowa turystka?!

I co najlepsze – przyznawała to bez cienia zażenowania, goryczy, sarkazmu czy politowania. Inaczej niż wszyscy, których do tej pory spotkałam. Z szerokim uśmiechem i życzeniem, by taki stan trwał jak najdłużej.

Nie mogłam oderwać wzroku od Kateriny. Próbowałam uporządkować natłok myśli. „Co byłoby, gdybyśmy zamiast krytykować turystów znalaźli rzeczy, których możemt się od nich nauczyć?”

Odpowiedzi przyszły miesiąc później, wraz z wizytą moich polskich przyjaciół.

5 rzeczy których nauczą Cię turyści

  1. Nie odkładaj rzeczy na potem
    Turyści wiedzą, że są w danym miejscu tylko na chwilę. Siedem dni, dwa tygodnie, czasem dwa miesiące. Mają poczucie tymczasowości i ciągłą niepewność czy kiedykolwiek powrócą. Korzystają ze wszystkich możliwości, jakie niesie dzień. Jeżeli chcą coś robić – szukają sposobu, by to zrobić. Natychmiast. Bo jeśli nie teraz, to kiedy?
  2. Unikaj wymówek
    Strumienie deszczu spływające po ulicy? Napięty grafik? Brak towarzystwa albo dziura na pięcie w ulubionej skarpecie?Kiedy coś idzie nie po naszej myśli, wymówek  można szukać w nieskończoność. Gdy jesteś turystą wszystko to nie ma znaczenia. Wychodzisz z domu, by zrobić to, co wcześniej zaplanowałeś, bez względu na zmieniające się okoliczności. Bo zamiast wymówek, szukasz rozwiązań.
  3. Planuj lepiej
    Turyści lepiej zarządzają swoim czasem. Przed wyjazdem przekartkowują parę przewodników, przeszukują kilka stron. Wiedzą, co chcą zrobić i zobaczyć. A gdy lista planów robi się coraz dłuższa, a dni do powrotu jest coraz mniej, trudno spać do dwunastej w południe. Wtedy wykorzystują dzień do ostatniej minuty.
  4. Pytaj
    Turyści w drodze na wakacje porzucają poczucie, że „ wyjdę na głupka ”, albo że „nie wypada”.  Zostawiają też w domu przekonanie, że „wiedzą najlepiej”. „Dlaczego nikt nie zbiera pomarańczy, które rosną tuż przy drodze?”, „Co to za mięso, które właśnie wylądowało na moim talerzu?”, „Dlaczego tylu Greków nosi ze sobą coś, co przypomina różaniec?”…   Nie wstydzą się tego, że czegoś nie wiedzą. Kiedy coś ich zastanawia po prostu szukają kogoś, kto pomoże rozwiązać zagadkę. Wiedzą, że nie ma głupich pytań – są tylko głupie odpowiedzi.
  5. Przełamuj rutynę
    Każdy wyjazd to spotkanie z nowymi okolicznościami. To zmierzenie się z warunkami innymi, niż te, do których przywykło na co dzień. Gdy ulubionym daniem turysty jest schabowy z ziemniakami, a przy okazji wyjazdu takiego nie uświadczy, znajdzie zamiennik. Podobny albo zupełnie inny. A nawet, jeśli jakimś cudem, na horyzoncie pojawi się znana i ukochana schabowa porcja, to zanim do niej dobrnął przynajmniej został zmuszony do rozważenia innych opcji…

Chyba więc nie tak źle być turystą, a co dopiero się od nich uczyć? Za mało argumentów? Czekam w komentarzach na Wasze promozycje, co dodałbyście do tej listy!

O jedynym miejscu na Ziemi, gdzie nie dociera rutyna

rutyna

Ono istnieje. Szukałam długo, ale w końcu znalazłam. Miejsce, w którym to, co zobaczysz za rogiem, jest jedną wielką niespodzianką. Miejsce, w którym codziennie widzisz nowe twarze i gdzie „dzień dobry” jedynie wyszeptujesz – bo nigdy nie jesteś pewien czy osoba, którą minąłeś przypadkiem nie jest Twoim sąsiadem. Jest jedno miejsce na ziemi, w którym patrzysz szerzej, choć twoje oczy przymykają się od dużej ilości słońca. Jeśli chcesz do niego trafić i dać zaskoczyć się codzienności wystarczy byś spakował plecak i ruszył w drogę.

Wiem, co mówię, bo zrobiłam to dokładnie miesiąc temu. Miesiąc to kawał czasu. Trzydzieści dni w zupełności wystarczy, by wtorek zaczął się zlewać z czwartkiem. Po siedmiuset dwudziestu godzinach umiera ciekawość i życie, które wcześniej toczyło się na pobliskim skwerze. Po czterdziestu trzech tysiącach dwustu minutach włącza się tryb narzekania: na godziny spędzane w metrze, pieniądze, których zawsze jest mało, marmurową podłogę, od której ciągnie chłodem.

Miesiąc w zupełności wystarczy, by poczuć na karku miarowy oddech rutyny.

Jeżeli nie chcesz oddać się w jej objęcia pozbieraj swoje rzeczy, znowuspakuj plecak i rusz w drogę.

To proste. To działa. To sprawdza się nieskończoną ilość razy. Wiem co mówię, bo po raz kolejny zrobiłam to miesiąc temu.

Potem odkryłam inny sposób.

Zaparzyłam herbatę w półlitrowym kubku, rozsiadłam się na kanapie i wyciągnęłam nogi na kawowym stoliku. Nie było wygodnie. Przez pół dnia plułam sobie w brodę za wszystko to, co zostawiłam wyjeżdżając – dobrze płatną pracę, przyjaciół z podstawówki, poczucie bezpieczeństwa.

Gdy znudziła mnie przeszłość, wzięłam się za przyszłość. Przez drugą część dnia spisywałam wszystko to, co chcę osiągnąć przez kolejne osiem miesięcy. Po prostu. Wyobraziłam sobie, że miejsce, w które nie sięga rutyna jest właśnie tu – na zielonej kanapie przykrytej pomarańczową narzutą.

Bo co, jeśli miejsce, w które nie sięga rutyna jest dokładnie tam, gdzie ty? Czy wtedy znów spakowałbyś plecak? A może ruszyłbyś do kuchni, wstawił wodę na herbatę, by potem z kubkiem w rękach obmyślić plan na uśmiercenie rutyny?

 

Musi być „efekt WOW”, czyli o presji wielkich decyzji

– Dobrze zrobiłaś!
– Absolutnie rozumiem skąd ta decyzja!
– Daj czadu!

Po zamianie dwuletniego kontraktu na nie-do-końca-wiadomy dziewięciomiesięczny wolontariat w Grecji, zalała mnie fala aprobaty. Czułam się jak dziecko zatopione po szyję w basenie kolorowych kulek. Dobre słowa stały się całym moim światem. Było miło – taplanie w nich kompletnie mnie pochłonęło i odciągnęło od  myślenia o ewentualnych, przykrych konsekwencjach. Dobre słowa były niezmiernie ważne – czułam wsparcie, zamiast krytyki; dawały kopa do działania zamiast kąśliwych uwag o nieodpowiedzialności. Poczułam się podbudowana i jeszcze bardziej utwierdzona w swojej decyzji.

Decyzji o przeprowadzce do Grecji.

Życzeń spełnienia rzeczy, o których jeszcze sama nie zdążyłam pomyśleć było więcej, niż usłyszałam przez ostatnie dwadzieścia pięć lat. „By życie układało się według Twojego pomysłu”, „zdobycia wielu cennych doświadczeń” „spotkania wielu wspaniałych ludzi”, „odnalezienia swojego miejsca na ziemi”…

Nakręcałam się – brakującą resztę dopowiadałam sobie sama: od życzeń dojścia do tego, co chciałabym robić na gruncie zawodowym, po znalezienie miłości swojego życia. A im więcej dodawałam, tym bardziej markotniałam. Za dużo naczytałam się wielkich historii o rzucaniu pracy w korpo i zmianie życia o 180 stopni – oczywiście zawsze na lepsze, zawsze z „efektem WOW”.

Najbardziej bałam się powtórzenia scenariusza sprzed roku, gdy po półrocznym pobycie w Grecji nie doszłam do żadnych konkretów. Przynajmniej tak wydawało mi się na początku. Bo wtedy nie odnalazłam tego, co spodziewałam się odnaleźć. Odnalazłam za to siebie. A gdy znajduje się siebie, resztę można odpuścić – bo wszystko co ważne znajdzie się samo.

Nie wiem czy odnajdę miłość swojego życia, pomysł na własny biznes albo inne rzeczy, których jeszcze nie zdążyłam wymyślić – nie chcę się nad tym zastanawiać, bo po prostu szkoda mi na to czasu. Szkoda mi czasu na kolejne wyrzuty, że przecież już minęło parę dni, a w temacie, który założyłam nic się nie zmieniło. Nie wiem, co będzie i czy na końcu czeka „efekt WOW”.

Wiem, że podjęłam wielką decyzję. Wiem, że siedzę w pociągu i za parę godzin znajdę się tam, gdzie czuję, że powinnam być. Za kilkadziesiąt minut po nierównych ateńskich chodnikach przetargam swoją walizkę – ciężką od ubrań na cztery sezony, ale lekką o jakiekolwiek oczekiwania.

Chcę wierzyć, że cokolwiek tam jest, już na mnie czeka. W przemokniętym od październikowego deszczu prochowcu niecierpliwi się na przystanku albo wyciągnięte na nasłonecznionej ławeczce wygląda znad pomiętej gazety.

A ja? Biegnę, trochę po omacku, bo – mimo, że się nie znamy- już nie mogę doczekać się na to spotkanie!